Co przyniesie Polsce wzrost gospodarczy
Co przyniesie Polsce wzrost gospodarczy
Polska gospodarka rozwija się najlepiej od wielu lat. I nie chodzi tylko tutaj o samą skalę wzrostu gospodarczego. Ważniejsze wydaje się, że chyba po raz pierwszy po 1990 roku mamy wrażenie, że rozwój gospodarczy ma coraz bardziej charakter systematyczny i trwały. Wierzymy, że stabilność może nas uratować nawet przed zawirowaniami na rynkach światowych i przed chorobą na rynku amerykańskich kredytów hipotecznych. Szczycimy się nawet odpornością na pomysły polityków.
Co prawda widmo recesji również i u nas straszy, szczególnie na giełdzie, to jednak cała gospodarka rozwija się nadspodziewanie dobrze. Potwierdza, to już nie tylko tempo wzrostu Produktu Krajowego Brutto, ale przede wszystkim utrzymująca się wysoka aktywność inwestycyjna i produkcja przemysłowa. Spodziewane zmniejszenie się tempa wzrostu gospodarczego w Polsce z 6,5 proc. w 2007 roku do około 5-5,5 proc. nie wydaje się czymś niepokojącym. Dużo większe znaczenie ma w chwili obecnej inflacja. Kontrolowanie wzrostu cen konsumpcyjnych, a zwłaszcza cen produkcji w praktyce sprowadza się jedynie do prewencji. Wielką uwagę przykłada się do bieżących decyzji władz pieniężnych, ale rzadko już zwraca się uwagę na to, że dzisiejsze decyzje będą miały bezpośrednie przełożenie na inflację dopiero w perspektywie około roku. Dziś natomiast ważniejsze wydaje się informacyjne oddziaływanie na zachowania szeroko pojętych uczestników rynku finansowego.
Kształtowanie dzisiejszych oczekiwań inflacyjnych będzie przekładało się na wzrost presji płacowej i w efekcie stanie się samo spełniającą się prognozą. Domaganie się wyższych płac w reakcji na wyższą inflację w przyszłości będzie ją podsycać. Paradoksalnie, więc pracownicy (a tak naprawdę w ich imieniu związkowcy) domagając się wyższych płac działają przeciw sobie. Sęk w tym, że płace mają również charakter relatywny. Ewentualne podwyżki miałyby sens, gdyby miały charakter indywidualny, wynikałyby np. z wyższych kwalifikacji, wydajności, etc. Niestety więc podwyżki nie mogą być egalitarne i powszechne. W uproszczeniu - w sytuacji, gdy wszyscy dostają podwyżki, bez wzrostu wydajności pracy, to powoduje tylko przeszacowanie cen. Na doskonałym, wolnym rynku pracy taka sytuacja nie miałaby miejsca.
W naszym kraju wciąż istnieją branże pod względem strukturalnym nie podlegające tym zasadom. Nie wnikając bezpośrednio w przyczyny i zasadność takiego stanu rzeczy, warto zauważyć, że im więcej sektora prywatnego w gospodarce tym presja płacowa będzie mniej dotkliwa dla gospodarki. Oceniając tempo wzrostu wynagrodzeń w drugiej połowie ubiegłego roku – w IV kwartale 8,9 proc. r/r, wobec 9,7 proc. r/r w III kwartale – można stwierdzić, że tempo wzrostu płac zmniejsza się. A to dobry sygnał dla oczekiwań inflacyjnych. Jeśli uda się wyrobić przekonanie, że ograniczy to inflację, to efekty tzw. drugiej rundy będą mniej dolegliwe i impuls inflacyjny ulegnie wytłumieniu. Pewnym zagrożeniem dla tego procesu jest zmniejszanie się zasobów pracy. Statystyczny spadek stopy bezrobocia do poziomu nieco ponad 11 proc. nie oddaje rzeczywistości. Firmy bowiem walczą o pracowników, którzy mając alternatywę zarobków za granicą nadal często wybierają wyjazdy. Niemniej jednak praca za granicą coraz częściej traktowana jest jako tymczasowa. W przyszłości powroty będą realne o ile proces dostosowywanie płac będzie nadal postępował. W chwili obecnej podstawowym czynnikiem staje się umacnianie się złotego. Wyjazdy stają się przez to mniej opłacalne. Czy będą więc masowe powroty do Polski? To chyba raczej kwestia czasu i osiągnięcia pewnego statusu ekonomicznego. Patrząc na doświadczenia, chociażby irlandzkie fala emigracji po pewnym czasie opada, ale warunkiem jest dobry pomysł na gospodarkę. Im więcej miejsca na indywidualną inicjatywę tym większe szanse na stabilny rozwój.
Bogusław Półtorak,
Główny Ekonomista Bankier.pl
Publikacja dostępna również w formacie: pdf
Publikacja dostępna również w formacie: doc